headline photo

12-12-2007 Relacja ze spotkania

piątek, 14 grudnia 2007

Kolejna planszówkowa środa minęła spokojnie i sympatycznie. Nie było nas wielu tym razem, bo roraty, bo zaraz święta, bo pozadawane i się uczyć trzeba. Z tych sprytniejszych, którzy sobie tak dzień urządzą, żeby na wszystko znaleźć czas pojawili się Kuba i Radek. Zaglądnął też na jedną grę Paweł z zeszłorocznej III gimnazjalnej.

Pierwsza gra mnie ominęła, bo przy belferskim biurku omawiałem właśnie z Jolą Bardzo-Ważne-Zagadnienia-Gramatyczne. Jola jest zdolniacha, więc to sama przyjemność czegoś tam ją więcej nauczyć.
Jednym okiem łypałem, czy po ostatnim spotkaniu chłopaki dobrze zapamiętali zasady Łowców Przygód. Gra toczyła się gładziutko, ktoś tam wygrał, komuś zdarzyło się przegrać. Dość, ze narobili sobie apetytu na inny tytuł.


Wygrzebałem z czeluści naszej "Szafy Grajki" Sky Runnera. Raz w toto udało się nam zagrać, ale jakoś dawno temu i nie z tą ekipą. Krótki wykład z zasad gry. Proste? Proste. To gramy.

Sky Runner to gra niezwykle oryginalna. Najpierw trzeba rozłożyć "planszę". Plansza to trzypiętrowy wieżowiec, który buduje się z kartonowych i plastikowych elementów. Gra się na którejś ze ścian tego wieżowca. Wygrywa ten, kto pierwszy wdrapie się swoim pionkiem na dach budynku.

Do poruszania pionków służą karty wspinaczki. Te trzeba jednak najpierw sobie wylicytować. Licytacje zagrywa się specjalnymi numerowanymi kartami we własnym kolorze. Kto wyrzuci najwyższą liczbę zabiera kartę, ale tylko wtedy, jeśli jest to jedyna karta tej wartości zagrana w tej licytacji. Jeśli np. dwóch graczy zagra 8 a trzeci tylko 5, licytacje wygrywa ten, który wyrzucił 5, bo ósemki się "znoszą".

Poza kartami wspinaczki są jeszcze karty ekwipunku, karty utraty ekwipunku, karty sabotażu, karty spadania, które bardzo urozmaicają grę i wywołują naprawdę duże emocje. Poza tym gracze mogą przyblokować pionki przeciwnika na ścianie wieżowca. To wszystko pozwala na dużą interakcję między uczestnikami gry.

Gdybym ja tylko wiedział, że chłopcy tacy dobrzy są w gramoleniu się po murach, to bym wygrzebał co innego, kurcze ;-). Zanim dotarłem do 3/4 wysokości wieżowca Paweł już machał nam ze szczytu.

Potem Paweł się pożegnał i zniknął. A my wytropiliśmy wśród pudełek wciąż nieotwarte Wilki i owce.

Bardzo ogólnie: W tej grze losuje się z lnianego woreczka dwustronne żetony z owcami, fragmentami wsi, wilkami i myśliwymi i dokłada do istniejących już na stole pastwisk. Na początku gracze nie znają kolorów owiec przeciwników, więc trzeba ostrożnie grac, żeby nie podsuwać punktów innym. Po ujawnieniu kolorów przez graczy można usiłować "zmodyfikować" wynik przeciwników. Wygrywa ten, kto na końcu gry może pochwalić się największą liczba owiec swojego koloru w całkowicie ogrodzonych zagrodach.

Zasady są tak proste, że już po 2 minutach zaczęliśmy grodzenie pastwisk. Jakoś Kubie szło najzgrabniej. Radek się pogubił w gąszczu barw, a ja chciałem zbudować zbyt dużą zagrodę i nie udało mi się jej zamknąć. Trzy tury przed końcem gry, nikt z nas nie mógł już zagrozić owczanej hegemonii Kuby.

To co, za tydzień zaczynamy od Wików i owiec?

0 komentarze:

Prześlij komentarz